czwartek, 16 czerwca 2016

#Euro2016

Uprzedzając: nie jestem przeciwniczką piłki nożnej. Powiem więcej: dość dobrze orientuje się w zasadach, wiem co to spalony i rożny, a także „którzy to nasi” (tacie nie przyfarciło i ma same kobiety w domu…). Ale szał na EURO, który trwa obecnie zaczyna mnie powoli przerażać.

W dniu meczu galerie pustoszeją, po ulicach hula jedynie wiatr lub, w przypadku mojej wsi, dziki.  

W dniu meczu Polska-Irlandia wchodzę do osiedlowego, w którym codziennie o 20:00 mają świeże pieczywo i przepyszne drożdżówki. Wchodzę chwilę po 20 i widzę puste półki.
- Nie ma dziś drożdżówek?
- Wie pani, dziś wcześniej wypiekaliśmy i się rozeszły. Rozumie pani, mecz dziś.

No pewnie, że rozumiem. Ja naprawdę jestem wyrozumiałą osobą i wiele rzeczy rozumiem.
Tylko oddajcie mi moje drożdżówki!


Oto jak widzę przyszłość

EURO 2020

Nazwisko „Lewandowski” przyjmie 15% Polaków. Będzie takim nowym „Kowalskim”.

Rząd wprowadza zakaz uprawiania innego sportu niż piłka nożna pod groźbą 5 lat pozbawienia wolności.

Jedyne kolory w jakie można się ubierać to biały i czerwony.

Powyższe dotyczy też kobiecego makijażu.

Piłkarze kardy objęci zostają immunitetem i wszystkim poselskimi przywilejami.

EURO 2024

Każdy posiadający samochód zobowiązany jest do przyczepienia do niego co najmniej jednej flagi Polski.

Rząd zbiera fundusze na pomnik „Piłkarzy walczących”.

Kadra narodowa kanonizowana od razu. Bez udziału Watykanu.

 Prezydent wybierany zostaje jedynie spośród byłych i obecnych  piłkarzy.

Powyższe dotyczy też prezydentów miast, wojewodów, a także starostów.                            

EURO 2028

W szkołach zamiast historii starożytnej – historia polskiej piłki nożnej.

Jeśli Polacy przegrają mecz, rząd ogłasza trzydniową żałobę narodową. Powołuje się też komisję ds. uczciwości sędziów. Prawnicy z całej Polski piszą odpowiednie pozwy. Studenci prawa też.

W przypadku remisu- flagi opuszczone do  połowy masztu.

Jeśli wygramy- dzień po meczu ustalony świętem narodowym, wolnym od pracy (tu bym się w sumie nie obraziła).

Każdy mężczyzna powyżej 18 roku życia zobowiązany jest do podpisania oświadczenia, iż będzie oglądać mecz.

Powyższe kontrolować będzie policja, która niezapowiedziana ma prawo wejść do mieszkania i sprawdzić  co oglądają mieszkańcy.



Bonus

Szpital. Wczołguje się mężczyzna ze złamaną nogą.
-Lekarza…- dyszy ostatkiem sił.
-Coś pan oszalał? Polacy grają!
-Aaaa to przepraszam. Kiedy można?- dopytuje.
- No ja przegrają to opijamy, więc jutro będziemy trzeźwieć – w takim przypadku zapraszam pojutrze. Jak wygrają to nie wcześniej niż za tydzień, bo idziemy w tango.
- A coś przeciwbólowego?
- Piwo insygnowane nazwiskiem Błaszczykowskiego?

Puenty nie ma.

wtorek, 29 marca 2016

21 rzeczy, których o mnie nie wiecie.

Blog ma już ponad 10 tysięcy wejść od początku istnienia i 100 lajków na facebooku (no dobra ma dokładnie 74, a to już prawie 80, a stąd już kilka kroczków do 100, więc się liczy). A poza tym wielkimi krokami zbliżają się moje urodziny. Z tej okazji: poznajmy się lepiej! Oto 21 faktów, których o mnie nie wiecie.

1. Panicznie boję się dentystów. Studia medyczne- 5 lat, staż- rok. I to wszystko po to, żeby grzebać ludziom w buzi.  To na pewno nie jest normalne!



2. Zdałam prawko za 4 razem. Za pierwszym razem tak trzęsły mi się nogi, że nie mogłam utrzymać sprzęgła i nie wyjechałam nawet na ulicę. Potem wymuszałam pierwszeństwo.

3. Największe niespełnione (jeszcze) marzenie- skok na bungee.

4. W podstawówce byłam prawie najwyższa w klasie, w liceum już praktyczne najniższa. Jak to możliwe? Szybko wystrzeliłam w górę, żeby się zatrzymać w wieku 12 lat.

5. Urodziłam się w Wielką Sobotę, więc co roku mam jeden prezent: świąteczno-urodzinowy. Cóż, los nie zawsze rozdaje równo.

6. Nigdy nie lubiłam swojego imienia, bo uważam je za zbyt pospolite. Aż nie poznałam Potencjalnego Męża i nie usłyszałam, jak on je wymawia. Wtedy zaczęło mi się podobać.

7. Na 18-ste urodziny zrobiłam imprezę na 100 osób (w klubie). Od tego momentu minęło kilka dobrych lat, a rodzice nadal boją się, ile ludzi zaproszę na wesele.

8. Nigdy nie bawiłam się lalkami. Rodzinka kupiła mi kilka, wszystkie wylądowały w kącie.

9. Nigdy nie miałam przezwiska i czuję, że przez to miałam smutniejsze dzieciństwo, niż Ci, co przezwisko posiadali.

10. Czytałam Harrego Pottera, zanim to stało się modne. Dostałam książkę na święta od rodziców, przeczytałam. I po jakimś pół do roku zaczął się wielki szał.

11. Trenowałam judo przez 4 lata.

12. Zanim zaczęłam trenować judo, przez pół roku przekonywałam rodziców, że to jest „bezpieczny sport dla kobiet”. Łącznie z drukowanie artykułów w Internecie i przedstawienia listy plusów.

13. Można więc powiedzieć, że jestem mocno upartym ziomeczkiem.

14. Kontuzje po judo do dziś się odzywają przy zmianie pogody, a nawet nie trenowałam jakoś super zawodowo – bardziej dla siebie.

15. Mam lekką klaustrofobię – nienawidzę jeździć windą, na dużych imprezach muszę widzieć drzwi/ wyjście.

16. „Scrubs” to najlepszy serial komediowy, jaki powstał.  Na drugim miejscu są „Przyjaciele”. Jeśli myślisz inaczej- nie masz racji.

17. Nienawidzę, jak ktoś dużo przeklina.

18. Prawie wcale nie piję alkoholu. Nie ma tutaj żadnej ideologii – po prostu nie lubię.

19. Miałam taki etap w swoim życiu, że ubierałam się tylko i wyłącznie w męskie ciuchy. Staram się nie pokazywać nikomu zdjęć z tego okresu.

20. Absolutnie nie odróżniam strony prawej od lewej. Jeśli ktoś powie „idziemy w lewo” i ja pójdę w lewo jest to kwestia przypadku.

21.  Nie ważne ile mam lat, ludzie rzadko kiedy dają mi 18-ście. Natura dała mi dobre geny i wyszczekaną buzię.

A co Ty mi powiesz o sobie?

środa, 2 marca 2016

Ten pierwszy raz...

… na siłowni. Nie mniej, podoba mi się Twoje myślenie bezcenny („droga to może być dziwka”) Czytelniku.  

Nie myślcie sobie, że jestem osobą, która nigdy w życiu nie uprawiała sportu. Przez lata (kolejność przypadkowa): lekkoatletyka, bieganie, piłka nożna, judo, aż do tańca, który pozostał do dziś. Niestety, głównie z powodu finansów i braku czasu zaniedbałam taniec, forma spadła, a waga wprost proporcjonalnie wzrosła.

Aż do zeszłej niedzieli. Powiedziałam sobie dość (Chylińska, już wiem, o co Ci chodziło)! Odkopałam torbę sportową i ciuchy, w których kiedyś ćwiczyłam i siup na siłkę.

Oto co przeżyłam. Jak zawsze w punktach.

Zlot klonów Johnny’ego Bravo

To jest chyba jakiś zapis w umowie dla męskiej części siłowni: „Jeśli po x miesiącach nie będziesz przypominać tępej, acz momentami zabawnej postaci z kreskówki, płacisz nam milion dolarów. I dorzucasz nerkę, jak nie pofarbujesz włosów na blond”.

Może są siłownie dla zaawansowanych i reszty? I ja nieopatrznie polazłam w swej niewiedzy do tej pierwszej?

Gdzie są normalnie wyglądający faceci? To jakaś plaga? Jak zombie, tylko zamiast chudych umarlaków, mamy mięśniaków szukających odżywek do picia?



Kółeczko wzajemnej adoracji

Przybijanie piątek, krzyk przez całą salę „Siema Zenek”, poklepywanie, szturchanie, głośnie śmiechy. Jestem dość mocno przekonana, że słyszałam świński kwik.

To nie opis losowego gimnazjum. To siłownia około godziny 19. Skąd oni mają tyle mięśni, skoro większość czasu rozmawiają? Aż takie dobre sterydy teraz produkują?

Machiny przypominające narzędzia tortur

Jako nowy ziomeczek w tym przybytku potu i zmęczenia zapragnęła poznać inne urządzenia niż bieżnia. Podłażę do tego, które w mojej opinii wyglądało najmniej groźnie. I teraz zagadka: gdzie tu kurcze o rany jest przód?

Nie dam się! – stwierdzam w myślach po chwili. Prawie 2 kierunki skończone, łącznie 3 specjalizacje i ma mnie pokonać kawała żelastwa? Tak się bawić nie będziemy.

Tym sposobem wróciłam na bieżnie. Dumnie, z poczuciem zwycięstwa.

Grunt to się nie poddawać.

Zajęcia grupowe

Temat rzeka. Zaczęło się już w domu.

Bo wiecie moi bezcenni, żeby się zapisać na zajęcia, trzeba rozszyfrować skróty.

Mamy na przykład zajęcia nazywające się ABT. Serio?

Mamy też „burn it” (zajęcia dla piromanów?) i pump it up.

Po spędzeniu pół godziny w rozszyfrowaniu skrótów, skończyłam na youtubie oglądając małe pieski.
Zapisałam się na wszystko.

I tutaj dygresyjna w formie zgadywanki.

Co jest gorszego niż kobieta przed okresem i na diecie?

Kobieta przed okresem, na diecie i z zakwasami.



środa, 24 lutego 2016

Co Ty wiesz o szukaniu pracy?

Szukanie pracy to zajęcie chyba starsze niż najstarszy zawód świata. Każdy przez to przechodził, taka kolej rzeczy. Dlatego też uważam, że za samo chodzenie na rozmowy kwalifikacyjne powinni dawać jakąś premię. Albo chociaż plus 5 do zajebistości.

Do napisania postu zainspirowało mnie poniższe, autentyczne ogłoszenie. Pochodzi ze strony trójmiasto.pl, gdzie wiele osób, między innymi kiedyś ja, szuka pracy. Gdzieś w środku naprawdę chcę wierzyć, że jest to głupi żart dzieciaków z gimbazy (wskazuje na to chociażby niesamowita liczba błędów).



O błędach osób szukających pracy powstało milion tekstów. O głupotach, które popełniają rekrutujący nikt tak chętnie już nie pisze. Więc chętnie zrobię to ja.

Nie czytają CV (bo nie)


Jeśli jesteś dajmy na to, sprzedawcą w piekarni, to płacą Ci za to, żeby sprzedawać wyroby chlebopodobne. Nie robisz tego- jesteś zwalniany.

Natomiast jeśli rekrutujesz i jednym z Twoich zadań jest selekcja CV, a Ty ich nie czytasz, to coś jest nie tak.

Nie zliczę rozmów, na które przychodziłam i rekrutujący zadawał mi pytania, na które odpowiedzi miał przed sobą, przedstawione w dość przyjemnej graficzne formie.

Oto autentyk:
- Ooo pracuje Pani w firmy XYZ?
- Dokładnie.
-Tam ma Pani pewnie stawkę X zł, a ja Pani mogę jedynie zaoferować X-2 zł. Czy jest sens żebyśmy dalej rozmawiały?

Nosz kurwa. Odwalasz się jak Angelina Joli na adopcję 15 dziecka z Kambodży, wydajesz kasę na bilety i to wszystko po to, żeby w jakimś zapyziałym magazynie („przepraszam za warunki, nie mamy innych możliwości”) usłyszeć, że to wszystko bez sensu. Co prowadzi nas do kolejnego punktu…


Informację o zarobkach usłyszysz dopiero na 59 etapie rekrutacji


W absolutnie KAŻDYM cywilizowanym kraju ogłoszenia zawierają informację o stawce. 

W Polsce jeśli  w ogłoszeniu podana jest stawka oznacza to dwie rzeczy:

- jest tak ekstremalnie niska, że tylko osoby, które NAPRAWDĘ potrzebują pracy są w stanie się na nią zgodzić,

- pracodawca jest normalny, więc oznacza to gdzieś z tysięczną konkurencję, bo każdy marzy o normalnym pracodawcy.

A jak zapytasz podczas rozmowy telefonicznej o to za ile masz pracować najczęściej Ci podziękują za rozmowę wstępną. Po co komu pracownik, który się ceni? Jeszcze będzie chciał premię albo nie daj boże awans!

Szaleniec.

Miejsce rozmowy


W swoim krótki, acz intensywnym życiu byłam na rozmowie w:

- magazynie z ciuchami,

-zasyfiałym, brudnym magazynie, gdzie musiałam stać, bo do wyboru był baaardzo brudny karton, a ja miałam akurat jasne spodnie i kolejną rozmowę w perspektywie (sklep z bielizną, rzekomo ekskluzywną),

- Starbucks, a był koniec miesiąca, więc nie brałam nawet wody, bo szkoda mi było kasy (nie pamiętam na jakie stanowisko to było, chyba też jakiś sklep),

- całej masie różnych kawiarni i restauracji (nie szukałam pracy jako kelnerka),

- na korytarzu (niezliczoną ilość razy),

Na palcach jednej ręki mogę policzyć profesjonalne rozmowy w normalnym biurze. Powiem więcej: wystarczą mi dwa palce.

Pytania, które usłyszysz zmienią Twoje podejście do społeczeństwa i ludzkości jako takiej


Temat rzeka. 

Wypunktuję:

- znak zodiaku ( czyli Barany to lepsi czy gorsi pracownicy niż Panny?),

- liczbę i wiek rodzeństwa (jak jestem ta najstarsza to się niby rządzę ? A może nie lubią w tej firmie jedynaków?),

- posiadane zwierzęta (to lepiej mieć psa, kota, królika czy np. legwana?),

- po co poszłam na tą psychologię? (żeby za każdym razem słyszeć to pytanie),

- co można robić po psychologi? (siedzieć i płakać nad ludzką głupotą. Za pieniądze),

- mocne i słabe strony ("czasem pracuję za dużo” i „nie mogę wyjść z pracy, jak wiem, że coś jest niedokończone”),

- powód odejścia ze starej pracy (co tu dużo mówić: płacą za dużo, mam za mało roboty, a szef raz zaparzył mi herbatę i zapytał jak się dziś czuję. To za dużo jak na jedną istotę ludzką!),

- największe marzenie (rozmowy kwalifikacyjne bez głupich pytań),

- największa porażka- (ta rozmowa wstępna).


I w bonusie, ode mnie dla Was, rozszyfrowałam najczęstsze hasła pojawiające się w ogłoszeniach:


- Młody zespół -> Za taką kasę nikt starszy nie podniósł by nawet powieki rano.

- Zgrany zespół -> Chodzimy razem na wigilię pracowniczą, bo można się najeść i nawalić za darmo.

-Praca pełna wyzwań -> Dostaniesz tyle obowiązków, ze zapomnisz co to życie prywatne na najbliższe 50 lat.

- Miła atmosfera -> Obrobimy Ci dupę, ale miło tzn. jak akurat będziesz mieć wolne.

- Elastyczny grafik -> W Twoich snach.

- Darmowy pakiet szkoleń -> Nikt normalny nie zapłacił by za niego złamanego gorsza.

- Biuro w centrum -> W centrum Zadupia Górnego, pod Pipidówką Małą.

-Zwracamy koszty dojazdu -> Jeśli przyjedziesz hulajnogą.



poniedziałek, 15 lutego 2016

Romantyczny czy praktyczny?

Jestem romantyczką. I nie boję się do tego przyznać. Uwielbiam wszystko co ma kształt serca i kolor czerwony. Na każdym weselu płaczę jak bóbr. Gdy ktoś opowiada o swoich związkach słucham jak zaczarowana. Wszystko było by super, gdyby nie jeden drobny fakt...

…Potencjalny Mężu jest moim przeciwieństwem. Jest po prostu praktyczny do bólu.

 Długi czas mocno to przeżywałam. No bo jak to? Z kimś tak twardo stojącym na ziemi? Jak żyć ?

Jednak zdecydowałam się na życie ze wspomnianym Gamoniem. I nie żałuję, bo dobrze mieć swoją przeciwwagę, aby uzyskać równowagę J

Gdy całą swoją wypłatę wydaje w ciągu dwóch tygodni (przy dobrych wiatrach), na różne „ważne rzeczy”, on przypomina mi, że po za 5 odżywką do włosów muszę też kupić bilet miesięczny.

Gdy biegnę za małym kotkiem, on trzyma mnie żebym nie wpadła pod nadjeżdżający autobus.

Gdy uczę się do sesji, podsuwa mi jedzenie pod nos, bo zapominam zjeść.

Włosy myję zawsze rano i z reguły niezależnie od pory roku wychodzę z mokrymi/wilgotnymi na dwór, co zimą grozi chorobą. Co więc dostałam na święta Bożego Narodzenia 2 lata temu?

Suszarkę dobrej firmy. I wiecie co? Korzystam z niej prawie codziennie.

Za to ja pamiętam o wszystkich rocznicach, urodzinach i innych okazjach. Co więcej, mówię mu odpowiednio wcześniej, że trzeba kupić prezent/zadzwonić i złożyć życzenia.

A potem idę do sklepu, kupuję prezent i składam życzenia od nas. Bo Mężu znów zapomniał.



Mając powyższy obraz w głowie, pewnie domyślasz się, że na Walentynki nie spodziewałam się absolutnie żadnego prezentu, tym bardziej, że 13 lutego wybraliśmy się tutaj.

Wyobraź sobie moje zdziwienie, gdy wracam z pracy 14 lutego i dostaję czerwoną poduszkę w kształcie serca z napisem „Kocham Cię”. 

- Ojej jaka śliczna! Dziękuję, jesteś najlepszy na całym świecie!-cieszę się, jak emeryci przed otwarciem nowej Biedry na osiedlu.

- Cieszę się, że Ci się podoba.

- Podoba? Jest idealna!

- To dobrze, bo były jeszcze pluszaki, ale uznałem, że poduszka będzie praktyczniejsza.




W tym dniu wygrały dwie rzeczy: praktyczne podejście do życia i miłość do mojej skromnej osoby.


Bo kto powiedział, że nie można mieć wszystkiego?

wtorek, 9 lutego 2016

Rzeczy, które kocham i nienawidzę w amerykańskich komediach.

Kto czytał poprzedniego posta (zachęcam) ten wie, że uwielbiam amerykańskie komedie (ogólnie filmy tejże produkcji).  Jako typowa kobieta, jak coś kocham to w sumie też trochę nienawidzę (dualizm rządzi). Oto moja subiektywna lista rzeczy, które uwielbiam i nie znoszę w komediach amerykańskiego pochodzenia.

Piękne, duże, przestrzenne domy, nawet jeśli bohater/bohaterka zarabia grosze.

Wiem, że u nich to wygląda inaczej, domy są tańsze, bo z dykty ble ble ble. Jednak  jako osoba, która lwią część życia spędziła mieszkając w bloku, w niewielkim lub średniej wielkości mieszkanku, najczęściej bez balkonu muszę przyznać: te wielkie domy to jakiś szczyt szczytów!



W Polsce mieszka 10 osób w 3 pokojach (pozdrawiam wszystkich studentów). W Juesej jedna, maks dwie osoby mają do dyspozycji miliard metrów kwadratowych.  Jeśli jest to rodzina to mają jeszcze ogromny ogród, basen i garaż na 15 samochodów.

To, że domy są dużo to jeszcze pikuś. Widzieliście jak są urządzone? Idealnie dobrane dodatki, kwiatki, ramki, świeczki. Ściany pasują do dywanów, a psy do telewizora.

Czy w USA w szkole przechodzą obowiązkowy kurs dekoratora wnętrz?

Ja kupię trzy ramki i dwie świeczki, a potem dwa lata chodzę dumna ze swojej pomysłowości.

Ludzie wyglądają idealnie, nie ważne co robią

Aktorka w dowolnym filmie się rozpłakała? Jej to nie przeszkadza w wyglądaniu jak milion dolarów.
Ja się cała zasmarkam, spuchną mi oczy tak, że widzę mniej niż nawalony chińczyk i cały tusz (rzekomo wodoodporny) spływa mi po policzkach. Co za tym idzie wyglądam jak jedno wielkie nieszczęście. (To znaczy bardziej niż na co dzień).

Ale kobieta, która właśnie straciła męża/dziecko/ dom/wszystko na raz wygląda dużo lepiej niż wtedy, gdy odkryję, że w domu jakimś cudem nie ma czekolady.

Kobieta urodziła? Jest wypoczęta, szczęśliwa i nie spocona. Długo wierzyłam (chciałam wierzyć?), że tak właśnie wygląda poród.

No i ci wszyscy sportowcy, którzy biegają po 1000 kilometrów i ładnie się spocą. Nie ma czerwonej twarzy, nie ma zadyszki, nie ma nawet oznak zmęczenia.

A my obwiniamy księżniczki Disneya i lalkę Barbie za nierealistyczne kanony urody.

Każdy zawsze, ale to ABSOLUTNIE  zawsze wie co powiedzieć

Nie należę do osób, którym brakuje słów. Czasem mam wręcz wrażenie, że posiadam ich więcej niż reszta społeczeństwa, a mimo to zdarza mi się „zatkać” w czasie kłótni.

Znacie ten wkurzający stan, kiedy dopiero kilka godzin po wymianie zdań wpadacie na GENIALNĄ ripostę? Jest ona tak wybitna, że szykujecie narzędzia do zbudowania maszyny do cofania się w czasie, nie po to by unicestwić Hitlera, ale po to by wrócić do tej właśnie kłótni i rzucić świeżo wymyśloną puentą.

W filmach wygląda to troszkę inaczej. Rzucają mądrymi, przemyślanym ripostami, które wgniatają w fotel. Czemu tak nie ma w prawdziwym życiu?

Wszyscy są odważni, zaradni oraz inteligentni 

Obejrzałam kilkanaście filmów szpiegowskich. Według nich: mężczyźni nie odczuwają strachu, zabiją w mgnieniu oka 30  przeciwników, a do tego mają czas i siły na rzucanie zabawnych komentarzy (nie wiadomo do końca do kogo).

Kobieto, nagle musiałaś stać się żołnierzem/szpiegiem / uciekinierką walczącą o swoje życie?

Żaden problem, jesteś w amerykańskim filmie. Zanim wyschnie ci lakier na perfekcyjnie spiłowanych i pomalowanych paznokciach będziesz wiedzieć wszystko, co wiedzieć powinnaś.

Mają na wszystko czas

Zdążą pobiegać, uratować świat i zapobiec apokalipsie zombie. I to wszystko przed śniadaniem i pójściem do pracy. Do tego ogromny dom jest wysprzątany, ubrania wyprasowane a projekt gotowy.

Wszyscy wiedzą, że tak się nie da żyć.

Kobiety biegają w szpilkach

Bardzo wysokich i bardzo ładnych, drogich szpilkach. Nie kołtunią im się włosy, nie rozpina rozporek, a każdy ciuch idealnie leży. Makijaż się nie rozmowa, paznokcie nie pękają, mają płaskie brzuchy, idealnie dobrane dodatki i brak sińców pod oczami.



Jak by krzyczały:

Kompleksy! Rozdaję darmowe kompleksy dla każdej z Was! Nie wstydzie się, dla każdego wystarczy.


A co Was wkurza/ co uwielbiacie w filmach i serialach? 

piątek, 5 lutego 2016

Dorastanie...?

Każdy z nas kiedyś dorasta. Niektórzy w wieku 15 lat, niektórzy w wieku 55. Mówi się, że niektórzy nie dorastają nigdy- kłamią; nie słuchajcie tych ludzi!

Z dorastaniem wiąże się jedno zjawisko- wyrastanie. I tak dziewczynki wyrastają z lalek i bajek na rzecz chłopaków,  a chłopcy z małych i tanich zabawek na duże i drogie. Z małych autek, którymi odbywają podróże po dywanie przechodzą do samochodów, które rozpędzają się do zdecydowanie za dużej prędkości.

Jest jedna rzecz z której moja osoba na  pewno nie wyrośnie. Są to głupie komedie amerykańskiej produkcji.


Wiecie czemu? Bo gdy cały dzień czytasz o różnych zaburzeniach psychicznych i ludziach mających na koncie przestępstwa najgorszego kalibru, a potem wracasz do domu i czekają Cię normalne problemy życia codziennego to masz ochotę na coś głupiego i zabawnego.

Z tego powodu nie oglądam dramatów- naczytam i nasłucham się o nich na studiach.

Stronię też od filmów wojennych- bo wojna toczy się każdego dnia i żaden film tego nie odda.

A komedia amerykańska? Humor niskiego lotu, dzięki czemu umysł ma chwilę rozrywki i odpoczynku po całym tygodniu.

Mają na uwadze powyższe oraz fakt, że moja siostra ma darmowe bilety do kina, wybrałam się ze wspomnianą siostrą (mam tylko jedną i to jest maksimum, które jestem w stanie znieść) na film „Co Ty wiesz o swoim dziadku?”.

Tytuł angielski „Dirty Grandpa”, co powinno być pierwszym sygnałem ostrzegawczym, ale go zignorowałam, bo to nie pierwszy, ani już na pewno nie ostatni film, którego tytuł został zeszmacony przez polskich tłumaczy.

Zachwycona Robertem De Niro po filmie „Praktykant”  (gorąco polecam) i „Joy” (Jennifer Lawrence- moja wielka niespełniona miłość) stwierdziłam, że dam szansę wspomnianemu filmowi.
Z założenia spełniał wszystkie wymagania:  głupia komedia, niezła obsada i trwa krócej niż dwie godziny.

Ostatnie kryterium wynika z faktu, że mam ADHD i usiedzenie w kinie dwie godziny  to jak by zabrać nastolatkowi  facebooka- na początku jest śmiesznie, potem nie wiesz czy śmiać się czy płakać.

Zanim przeczytacie dalej, looknijcie zwiastun (jeśli ktoś nie widział):



Do meritum: zmarnowałam 1 godzinę i 42 minuty życia (reklam nie liczę, bo wzbogaciły moje życie bardziej niż film). Mogłam w tym czasie robić cokolwiek np. wymiotować i było by to przyjemniejsze niż oglądanie tej „produkcji”.

W życiu nie siedziałam na żadnym seansie z takim wielkim zażenowaniem. De Niro gra dziadka, który dzień po pogrzebie swojej żony ma jeden cel: ruchać. Najlepiej coś młodego.  I Zac Efron jako prawnik- pantoflarz biorący ślub w bliskim okresie czasu, który mu to utrudnia.

I na tym opiera się cały film- ruchanie, bzykanie, słowem- seks. I nie są to żarty w stylu Amercian Pie. Ilość wiązanek i ich jakość zniesmaczyła by nie tylko szewca, ale całe ich zrzeszenie. Posuwające prostytutki, które też były by zniesmaczone.

Nie jestem cnotką, naprawdę. Nie czerwienię się na najczęściej używane polskie słowo, zaczynające się na „k”. Nie mam też problemu z seksualnością jako taką. Nie mniej ilość przekleństw i kiepsko pokazanej golizny (łącznie z penisem przy twarzy Efrona) przeszkadzała nawet mnie.  

Zastanawia mnie w którym z równoległych wszechświatów „co Ty wiesz…” można zostać uznany za zabawny. Śmieszniejsze było by już oglądanie schnących ścian (szczegóły tutaj).

Do kobiecej części czytelniczek: nie, klata Zacka nie była tego warta. Zdecydowanie.



Do męskiej części czytelników: tak, było dużo cycków. Nie, nie były godne uwagi. Serio, chłopaki, nie warto.

Wychodząc z kina interesowała mnie tylko jedna rzecz- ile De Niro dostał za tak szmirowatą rolę i ile w łapę dostał jego agent, żeby go do niej przekonać. Potem doszła do wniosku, że kwota jest nie ważna- żadna kasa nie wynagrodzi mu tego wstydu, który pewnie teraz odczuwa. 

Mogłabym tak pisać i pisać, ale się streszczę. Jeśli fanka takiego kina mówi, że nie warto- wierzcie na słowo i odpuście sobie „Dirty Grandpa”.

A tak po za tym to popcorn był niesmaczny- chyba przedwczorajszy.

Jak widzicie tego dnia przegrałam podwójnie.

czwartek, 21 stycznia 2016

Antyporadnik Walentynkowy,

czyli jak nie obchodzić Walentynek.

Zacznij od facebooka!

Jako, że według opinii publicznej i zgodnie z wszelką modą należy hejtować Walentynki już w styczniu. Po tym jak okażesz jak bardzo gardzisz kolędą („K+M+B =Koperta Musi Być”, no boki zrywać), księdzem, instytucją kościelną, bo to same pedofile i zboczeńce, czyli gdzieś tak od 14 stycznia (z przerwą 21-22 stycznia, żeby wyrazić swoją miłość do Babci i Dziadka) zacznij publikować posty i obrazki typu „W Walentynki walę drinki”. Jesteś teraz taki oryginalny!



Potem kampania społeczna

Ktokolwiek zapyta o plany na 14 lutego musi usłyszeć długą przemowę o tym jaki jest głupi i prosty, że bierze udział w komercyjnym święcie, a miłość należy okazywać codziennie, a nie jednego dnia w roku. Zapytany, kiedy ostatnio kupiłeś kobiecie kwiaty/ zrobiłaś coś miłego dla swojego chłopaka prychnij z pogardą i zmień temat- zacznij mówić, dlaczego nienawidzisz Dnia Kobiet. Przecież to święto jest symbolem uprzedmiotowienia kobiet!

Gdy druga połowa zapyta co robicie tego dnia

Nie zapomnij rzucić starym żartem że „klate i biceps”. Niech kobita wie, jakiego ma przy sobie macho! Ewentualnie powiedz, że „Zdzichu się rozstał z kobietą, przecież nie możesz go zostawić samego w takie święto”, ewentualnie „Kasia nie chce być już wolna, więc idziemy na singiel part. Oczywiście będę grzeczna hi hi”. Bo przecież ten dzień jest stworzony by spędzać go z każdym innym, a nie z chłopakiem/dziewczyną.

Przechodząc obok kwiaciarni czy sklepu z prezentami…

Nie zapomnij prychać z pogardą. Możesz też odwracać wzrok. Ciebie to nie dotyczy. 15 zł na drobny prezent to za dużo, przecież to tyyyyle piwa! A z resztą, kto by wyskakiwał z jednym kwiatkiem, lepiej nie dać nic.


Jeśli jesteś singlem…

… pamiętaj o motywujących obrazkach. Możesz je umieścić na tablicy Facebooka, Instagrama, Google plus, Tweetera. Możliwości są nieograniczone! Przecież jesteś sam/sama bo „Bóg trzyma dla Ciebie kogoś wyjątkowego”. A tak w ogóle to bycie samemu ma miliard plusów, a monogamia to dziwny wymysł ludzi, który jest sprzeczny z naturą.

W walentynki

Zintensyfikuj wszystkie powyższe działania. Jeśli jakaś para ośmieli się tego dnia zaręczy albo wrzuci zdjęcie ze wspólnego wyjścia skomentuj złośliwie. Niech wiedzą.

A teraz na poważnie

Wiem, że Walentynki to komercyjne święto. Przypominam, że mamy XXI wiek- każde święto  jest komercyjne. W Święto Zmarłych ludzie stoją na cmentarzach i sprzedają watę cukrową oraz hot dogi! Jeśli całe Internety, sklepy i wszechświat przypominają Ci o Dniu Matki, Dniu Babci, Dniu Kombatanta – wszystko jest ok. Natomiast Święto Zakochanych to dno i kilo mułu, ściągnięte z zachodu, które jakimś cudem się u nas utrzymało.
Jeśli każdego dnia robisz coś wyjątkowego dla ukochanej/ukochanego- super! Gratulacje.  Nie mniej dla reszta z nas, której czasem zdarza się zapomnieć jakie mają szczęście, że mają koło siebie Drugą Połówkę – zróbmy dla siebie chociaż w tym dniu coś wyjątkowego. Niech to będzie nawet drobiazg- pokażcie, że pamiętacie. Na pewno jej/jemu zrobi się bardzo miło.

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Już za rok matura!

Niestety, ale żartowałam. Prawda jest dużo bardziej okrutna: już za pół roku obrona.

Aby się bronić trzeba jednak mieć co bronić. Napisać genialną pracę, znaleźć znajomych znajomych albo bardzo daleką rodzinę mieszkającą w Grenlandii, której się jeszcze nie badało (bez grupy badawczej ani rusz!) i używać bardzo mądrych słów takich jak akatyzja albo dysforia (wygooglujcie sobie, niech ten blog będzie chociaż trochę edukacyjny).

Wydawało by się, że osoba, która uwielbia słowo pisane, nie będzie mieć problemu z napisaniem pracy magisterskiej.

Wydawało by się, że osoba, która co najmniej raz dziennie używa słowa „psychologia” (serio, jestem gorsza niż „studenci prawa”), nie będzie mieć problemu z napisaniem pracy stricte psychologicznej.



Wydawało by się, że osoba, która mogła by siedzieć  w bibliotece po kilkanaście godzin (coś jak alkoholizm, tylko u mnie jest „Kierowniczko, jeszcze jedna książka na krechę! To już ostatnia” „Nie! Przeczytałaś już dziś 3, idź się leczyć”), nie będzie mieć problemu z napisaniem pracy opartej o literaturę przedmiotu.



Cholera, tego się nie spodziewałam.

Pojechała do biblioteki. Z notatkami, laptopem, listą książek (ostatnio szukałam książek 3 godziny i wyszłam z naręczem książek, żadna nie stała nawet obok mojego tematu) i masą samozaparcia.

Po przesiedzeniu w uczelnianej bibliotece przez 5 godzin bilans wyglądał mniej więcej tak:
- wypełniłam 6 ankiet studentom, którzy szukali ofiar w tymże skromny przybytku (że też sama na to nie wpadłam!),
-pół godziny patrzyłam się na pustą stroną Worda, która patrzyła się na mnie prześmiewczo i z pogardą,
- ucięłam sobie bardzo miłą rozmową z panią z biblioteki (nie udało mi się wypożyczyć więcej książek, ale pogratulowałam jej asertywności)
- zgłodniałam, więc poszłam szukać miejsca, gdzie dają jedzenie,
- zwiedziłam WSZYSTKIE toalety w budynku, żeby ustalić, która podoba mi się najbardziej,
- usunęłam wszystko co napisałam do tej pory, bo stwierdziłam, że mi się jednak nie podoba,
- rozpaczałam nad tym, jakie mam ciężkie życie.

Kiedy po 4 godzinach nadal nic nie miałam postanowiłam, że czas pogodzić się z porażką.
Wzięłam pierwszą książkę z brzegu i ją sobie poczytałam. Przez dwie godziny. Była o roślinach strączkowych.  Całkiem ciekawa, ją też wypożyczyłam.


Za tydzień robię kolejne podejście. 

piątek, 8 stycznia 2016

Dlaczego nie znajdę męża w 2016 roku?

Powstała masa śmiesznych wydarzeń odnośnie tego, kto co zrobi w 2016 roku. („W 2016 roku zarucham z miłości”, serio? To słodkie, że jeszcze wierzycie w miłość w XXI wieku). Mnie najbardziej urzekł ten o znalezieniu męża/ żony, który stał się praktycznie darmowym portalem randkowym.

W naszych czas w Internecie można znaleźć wszystko: od przepisu na bombę wodorową, poprzez oświecone treści wyznawców Kościoła Latającego Potwora Spaghetti , po właśnie męża/żonę. Gdybym nie była szczęśliwe i długotrwale zakochana pewnie dla zabawy sama bym wzięła w czymś takim udział. A że nienawidzę, gdy ktoś kłamie, sama musiałabym napisać prawdę o sobie. Więc mój post wyglądał by mniej więcej tak.

Dlaczego warto brać ze mną ślub w 2016 roku?

 Bo posiadam wszystkie cechy dziewczyny idealnej!

Jestem bardzo zabawna. W przypadku gdy się nie stresuję. W nerwach i podczas wystąpień publicznych jestem Królową Sucharów. Nie śmiesznych sucharów. Najsuchszych z suchych sucharów. Strasburger to przy mnie ten długi, chudy ziomek z Ani Mru Mru.


Jestem ładna. No może nie ja, ale mam dużo ładnych koleżanek. I oglądam modelki w telewizorni. To się też powinno liczyć!


Jestem słodka. Jem tyle czekolady, co średniej wielkości państwo, więc słodycz mam we krwi. Dosłownie. Wedel skupuje ode mnie cukier, bo taniej wychodzi.


Sprzątam. Jak mają wpaść rodzice  albo inni goście. A i w trakcie sesji, ale kończę niedługo studia, więc ta opcja też odpadnie.


Jestem człowiekiem czynu! Najczęściej coś zrobię, a dopiero potem pomyślę. Czasem trwa to nawet kilka dni.


Będziesz mógł wychodzić na piwko/mecze z kolegami. I oczywiście ze mną. Przecież chcesz spędzać ze mną cały swój czas? Jeśli nie wiedziałeś tego wcześniej, to teraz już wiesz.


Ekonomiczność to moje drugie imię. Tosty i płatki śniadaniowe to podstawa mojej diety, a McDonalds to moja ulubiona knajpa.


Jestem szczupła i wysportowana. Tzn. kiedyś na pewno będę. Przecież to moje postanowienia noworoczne!! Słyszałeś, żeby ktoś kiedyś nie dotrzymał postanowienia noworocznego?


Mam dużo przyjaciół. Wymyślonych co prawda, ale za to wiernych.


W ogóle się nie maluję. Porzuciłam nadzieję, że coś sensownego da się ze mną zrobić. Ten statek dawno odpłynął.


Ze mną na pewno nie będziesz się nudzić. Cały czas będziesz wysłuchiwać narzekania. I odgłosu chrupania czekolady. 


Bywam w kuchni. W celu zrobienia sobie herbaty i tostów. 


Niestety Panowie, tak jak pisałam na początku- jestem zajęta. Mimo tych wszystkich "zalet", ktoś wytrzymał ze mną ponad dwa lata. Szczęściarz z niego, prawda?

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Czego nauczył mnie wyjazd do Krakowa?

W pewnym momencie swojego życia masz wrażenie, że wszędzie się już było i wszystko widziało. Nic bardziej mylnego! Człowiek naprawdę uczy się całe życie.

Zacznijmy od samej podróży.

Nawet zarząd Pendolino nie wierzy w ukulturalnienie krakusów. Porzucili nadzieje. Może grozili im maczetą? Nie wiem. Fakty są takie: wsiadamy w Gdyni w „PKP Premium” (zęby w ściane przez miesiąc, ale trudno się mówi), a w całym pociągu leci muzyka klasyczna. Pociąg rusza- muzyki nie ma, postój na stacji- słychać Chopina czy też innego Mozarta. Zatrzymujemy się w Krakowie- muzyki brak. Droga powrotna- ta sama sytuacja.

Jedzenie w Pendolino jest dobre. Chyba, że masz kaca. Wtedy jest bardzo dobre. Serio, sami byliśmy zdziwieni.

W  XXI wieku w najnowocześniejszym pociągu w Polsce nie ma wi-fi. Nauka ruszyła do przodu: wysyłamy sondy w kosmos, modyfikujemy genetycznie pomidory, klonujemy psy i inne stworzenia,  ale  wi-fi w pociągu to za duże wyzwanie.

Atrakcje w miejscu urodzenia Stanisława Wyspiańskiego

Manufaktura czekolady w Krakowie to najlepsze miejsce na świecie! Bardzo miła, energetyczna obsługa (ciężko mieć zły humor, pracując w takim miejscu). Raj dla wszystkich czekoladoholików!









Kraków – miasto, które liczy prawie 760 lat, jest drugie pod względem wielkości w Polsce oraz posiada masę pięknych i ciekawych zabytków żałuje na porządny pokaz fajerwerków.  Zgodnie z planem pocałowałam Mojego Ziomeczka przed północą (gdy ludzie krzyczeli „5!”), a skończyłam na „uuuuu”. Odwracam się, zobaczyłam 3 fajerwerki i koniec. Rozglądam się i  rozglądam, może nagle przenieśli imprezę? Panie Prezydencie Majchrowski- next time nie płać Pan Prokopowi, tudzież innej Steczkowskiej, tylko zrób Pan porządny pokaz! A jak Pan nie wie jak ma wyglądać, zapraszam do Gdyni.

Dwadzieścia pięć minut przejazdu dorożką kosztuje 100 zł. Nawet mój romantyzm ma swoje granice.

Jestem stara. Kupując 31 grudnia bilety na Wawel usłyszałam od Pani, że to ostatni dzwonek, bo jutro musiałabym kupić bilet normalny, a nie jak od kilkunastu lat ulgowy. Tak, mam 26 lat. Kiedy to się stało? Gdzie moje zniżki?! Uczcijmy je minutą ciszy.

1 stycznia kupisz klina, ale leków ani papieru toaletowego już nie. Wszystkie sklepy typu alkohole otwarte, wszystkie restauracje również (chociaż chodziliśmy ponad 30 minut zanim znaleźliśmy taką w której było miejsce i ceny nie z kosmosu), ale apteki pozamykane- dopiero 6 była otwarta, a za papierem moim współtowarzysze chodzili 45 minut.

Żeby nie było, że marudzę - Kraków bardzo mi się podobał. Miasto jest piękne, zadbane i pełne turystów! Nie było kogo o drogę zapytać, bo każdy mówił: „ja też nie stąd” albo w innym języku. Serio, więcej tam turystów zagranicznych niż polskich. Gdyby było mnie stać na wyjazd za granicę na pewno wybrałabym Hiszpanię, albo innej miejsce, gdzie temperatura jest na plusie. 


P.S. Podobno sen, który śni się pierwszej nocy w nowym miejscu spełni się. Mi się śniło, że miałam 10 szczeniaczków rasy labrador. Od 3 dni jestem już w Gdyni. Gdzie są moje szczeniaczki ja się pytam?

P.S. 2 Wiem, że na zdjęciu jest mniej niż 10 szczeniaczków- powodzenia z szukaniem takiego zdjęcia w internecie. Najwyraźniej nikt nie jest w stanie znieść tyle radości na raz.