poniedziałek, 18 stycznia 2016

Już za rok matura!

Niestety, ale żartowałam. Prawda jest dużo bardziej okrutna: już za pół roku obrona.

Aby się bronić trzeba jednak mieć co bronić. Napisać genialną pracę, znaleźć znajomych znajomych albo bardzo daleką rodzinę mieszkającą w Grenlandii, której się jeszcze nie badało (bez grupy badawczej ani rusz!) i używać bardzo mądrych słów takich jak akatyzja albo dysforia (wygooglujcie sobie, niech ten blog będzie chociaż trochę edukacyjny).

Wydawało by się, że osoba, która uwielbia słowo pisane, nie będzie mieć problemu z napisaniem pracy magisterskiej.

Wydawało by się, że osoba, która co najmniej raz dziennie używa słowa „psychologia” (serio, jestem gorsza niż „studenci prawa”), nie będzie mieć problemu z napisaniem pracy stricte psychologicznej.



Wydawało by się, że osoba, która mogła by siedzieć  w bibliotece po kilkanaście godzin (coś jak alkoholizm, tylko u mnie jest „Kierowniczko, jeszcze jedna książka na krechę! To już ostatnia” „Nie! Przeczytałaś już dziś 3, idź się leczyć”), nie będzie mieć problemu z napisaniem pracy opartej o literaturę przedmiotu.



Cholera, tego się nie spodziewałam.

Pojechała do biblioteki. Z notatkami, laptopem, listą książek (ostatnio szukałam książek 3 godziny i wyszłam z naręczem książek, żadna nie stała nawet obok mojego tematu) i masą samozaparcia.

Po przesiedzeniu w uczelnianej bibliotece przez 5 godzin bilans wyglądał mniej więcej tak:
- wypełniłam 6 ankiet studentom, którzy szukali ofiar w tymże skromny przybytku (że też sama na to nie wpadłam!),
-pół godziny patrzyłam się na pustą stroną Worda, która patrzyła się na mnie prześmiewczo i z pogardą,
- ucięłam sobie bardzo miłą rozmową z panią z biblioteki (nie udało mi się wypożyczyć więcej książek, ale pogratulowałam jej asertywności)
- zgłodniałam, więc poszłam szukać miejsca, gdzie dają jedzenie,
- zwiedziłam WSZYSTKIE toalety w budynku, żeby ustalić, która podoba mi się najbardziej,
- usunęłam wszystko co napisałam do tej pory, bo stwierdziłam, że mi się jednak nie podoba,
- rozpaczałam nad tym, jakie mam ciężkie życie.

Kiedy po 4 godzinach nadal nic nie miałam postanowiłam, że czas pogodzić się z porażką.
Wzięłam pierwszą książkę z brzegu i ją sobie poczytałam. Przez dwie godziny. Była o roślinach strączkowych.  Całkiem ciekawa, ją też wypożyczyłam.


Za tydzień robię kolejne podejście. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz