Nowy rok, nowa ja?
Tylko dlaczego mam się zmieniać? Co we mnie jest nie tak?
Kilka rzeczy by się
znalazło- szepcze mały, złośliwy i wredny głosik w mojej głowie. (Moja osobowość?)
Problem jest chyba w nazewnictwie. „Postanowienia” brzmią
dość obligatoryjnie. I lekko przerażająco szczerze mówiąc.
W tym roku żadnych postanowień. Tylko "plany”. Plany są
mniej wiążące, więc dużo bezpieczniejsze. Plany mogą się spełnić, ale nie
muszą.
Jakie plany mam na przyszły rok?
Przestanę wyjadać
Marcinowi z talerza. Teoria, że wtedy wszystkie zjedzone kalorie idą na
jego konto okazała się nie potwierdzona. Nie tak łatwo oszukać system.
Napiszę książkę. Tak
w sumie to już trochę piszę. Planu ciąg dalszy- zarobię na niej miliony i nie
będę musiała pracować do końca życia.
Przestanę oglądać
seriale. W takiej ilości. Postaram się oglądać mniej. Odpuszczę chociaż
jeden, który absolutnie NIC nie wnosi do mojego życia.
Będę bardziej
systematyczna. No dobra, ten plan
jest raczej w kategorii „Pomarzyć każdy może”.
Schudnę. Może, kiedyś. Od stycznia nie opłaca się zaczynać. Lepiej od marca- presja czasu
działa motywująco.
Pięć wystarczy. Rok ma tylko 12 miesięcy, nie szalejmy.
W planach jest też rozwój niniejszego bloga. Będzie nowa
strona. Założę fanpage na fb.
Może nawet ktoś polubi?
Lubię tą niepewność, którą czuję zawsze przed 31 grudnia. Co
przyniesie przyszłość? Biorę wszystko!
Tylko nie dodatkowe kilogramy.
Szczęśliwego, nowego roku!